piątek, 19 kwiecień, 2024
Strona główna E100
16 marzec 2022 r.
Marina Poddubnyh

Marina Poddubnyh

Pomoc dla Ukrainy – historia Yulii

24 lutego życie milionów osób w Ukrainie zostało przewrócone do góry nogami.

Wśród nich są osoby z naszej firmy: 25 pracowników biura warszawskiego i 77 pracowników biura w Kijowie.

Dziś chcielibyśmy opowiedzieć historię Yulii, która od prawie roku pracuje w dziale HR E100 w Warszawie.

Jest to historia, która, mimo, że zanurzona w okrucieństwach wojny, pokazuje jak wielkie znaczenie ma dziś zaangażowanie, chęć pomocy, empatia.

Codziennie nasi pracownicy poświęcają swój czas, energię i własne zasoby, żeby przygotować jak największej ilości osób uciekających przed wojną bezpieczną przystań, tutaj – w Polsce.

Z całego serca im za to dziękujemy!

Historia Yulii

Pierwszego dnia wojny, 24 lutego o 4 rano polskiego czasu babcia zadzwoniła do Yulii.

- Strzelają. Bardzo blisko naszego domu - powiedziała.

Potem skontaktowała się z bratem Yulii. Ten natychmiast wyszedł ze swojego mieszkania w Charkowie i pojechał po babcię, która mieszkała 15 km dalej, blisko granicy ukraińsko-rosyjskiej.

Gdy dotarł na miejsce, zobaczył kolumny rosyjskich czołgów. Nie wiedział ile ich może być, ten sznur wydawał się nie mieć końca.

Zapakował babcię i jej 3 trzy koty do samochodu i bez namysłu ruszył na zachód. Cel - dostać się do granicy z Polską, wywieźć babcię z Ukrainy.

Droga do Lwowa (980 km), gdzie czekała na nich mama Yulii, zajęła im cały tydzień. Po drodze spali tam, gdzie zorganizowała im nocleg Yulia, dzwoniąc po rodzinie, znajomych.

We Lwowie, poza mamą Yulii, czekał już na nich transport zorganizowany przez Jakuba – pracownika warszawskiego biura. Gdy tylko dowiedział się, że Yulia próbuje wydostać babcię z Ukrainy, natychmiast zadeklarował pomoc.

Do Warszawy zabrali też kobietę z dwójką dzieci, która próbowała wydostać się z kraju. Olesia, która również pracuje w warszawskim biurze E100, natychmiast zorganizowała dla tej rodziny pierwszy nocleg. Zakwaterowaniem na dłużej zajęła się jej koleżanka z działu kadr, również Julia.

Takich osób, które jeżdżą na granicę i przewożą ludzi do miast, oraz takich, którzy zapewniają im dach nad głową, produkty pierwszej potrzeby, lekarstwa, jest w naszej firmie bardzo dużo - dodaje Yulia.

- Mamy też wyznaczonych koordynatorów dedykowanych do wsparcia medycznego, prawnego, psychologicznego, opieki nad dziećmi. W ten sposób łatwiej jest ogarnąć to morze potrzeb, z jakim aktualnie się mierzymy.

- Ja sama otrzymałam od kolegów i koleżanek ogrom wsparcia wtedy, gdy ważył się los mojej rodziny, gdy nie wiedziałam, czy jeszcze zobaczę babcię - dodaje.

- Staram się to wsparcie przenosić dalej - pracując jako wolontariuszka przy zbiórkach, udzielając dachu nad głową osobom, które nie mają się gdzie zatrzymać.

Gdy pytamy Yulię o to, jak teraz wygląda sytuacja w jej rodzinnym mieście, w Charkowie, jej głos zaczyna się łamać.

- W zeszłym tygodniu zadzwonili do mnie sąsiedzi babci, powiedzieć, że żyją.

- Rosjanie strzelają do wszystkiego co się rusza – mówili.

Ale od kilku dni Yulia nie może się już do nich dodzwonić.

Mówi: dla mnie życie dzieli się na dwie części - to sprzed wojny i to teraz. Już nigdy nie będzie tak samo.

Yulia nie chce rozmawiać o swoim domu. Tak jak o innych miejscach, których w Charkowie już nie ma.

Udostępnij

Inne artykuły

Popularne artykuły